sobota, 27 października 2007

OKO 26 października

Najpierw Lim-dul namówił nas na jakąś japońską karciankę Meikyu Conquest – nic szczególnego, zwłaszcza że zasady nie do końca były jasne (jedna karta albo praktycznie wygrywała grę, wg interpretacji Lim-dula, albo była normalna – angielskie, pełne błędów tłumaczenie jednoznaczne nie było). Tak czy owak wygrałem mając 10 lub 6 pkt. w zależności od interpretacji tej karty, bo graliśmy albo na 6 albo na 10 pkt. ;) – taki niedoprecyzowany potworek :)
Clue wieczoru to Puerto Rico – dodatkowe budynki mają kolosalną zaletę – czynią grę nieprzewidywalną – można wybierając te a nie inne budynki zabrać albo utrudnić ulubione strategie. Początek miałem przeciętny, potem popełniłem spory błąd – wybudowałem dużą cukrownię niesłusznie bojąc się że jej zabraknie zamiast małego magazynu lub czarnego rynku – skutkiem tego miałem kubańską gospodarkę marnującą co najmniej połowę zbiorów – bo oczywiście cukrowni nie zabrakło w przeciwieństwie do magazynu. Jax w pewnym momencie starał się namówić mnie bym zagrał przeciw Gigi – wolałem zagrać jednak pod siebie, czyli przeciw Jaxowi, dzięki czemu wyprzedziłem ... Geko :) Kiedy wszyscy sądzili że wygra Adrian, moc kukurydzy pokazał Gigi i wygrał z 57 pkt.), za nim Adrian (56), potem ja (44), Geko (42) i Jax (35). Gdyby w jednym momencie Geko wysłał cukier na statek blokując go mi, byłby przede mną. Ale tracił na tym chyba 1 pkt więc się nie zdecydował blokować mi 3 :)
Potem był Mykerinos – dziwnie mi się ta gra ułożyła, Pierwsza tura w plecy – miałem tylko kafelek za 5 pkt bez żadnej postaci, w drugiej turze poszedłem więc na pewniaka w dwa kafelki oszczędzając pracowników, a trzecia to było mistrzostwo fuksa – kładąc tylko 6 robotników i szybko pasując wygrałem 3 kafelki. W czwartej turze zaskoczyłem wszystkich wykładając 14 posiadanych robotników – nawet sam nie wierzyłem że to możliwe – ale pozwoliło mi to zyskać kolejne 3 kafle i niespodziewanie zrównać się z Jaxem. A gdybym lepiej na początku obstawił muzeum ...
Następnie na tapetę wzięliśmy Filou – licytacja kotów w worku. Bardzo sympatyczna i bardzo kiepsko mi w nią szło – a zagrałem cztery razy – za każdym razem końcówka stawki.
W międzyczasie obejrzałem jeszcze karcianego Wiedźmina – do zagrania przy najbliższej okazji.

Brak komentarzy: