piątek, 29 września 2006

2006 - Podsumowanie sezonu

To był bardzo wyjątkowy rok. Sezon rozpocząłem od radykalnych zmian – kupiłem nowy rower (mój pierwszy góral), trenażer ... i zostałem ojcem. Trenażer okazał się zdradliwy – te kilkadziesiąt godzin nań spędzonych zostało trochę zjedzone przez miesięczną przerwę kiedy pogoda była na tyle wiosenna że nie chciało się już kręcić w domu, a na tyle zimowa, że nie chciało się kręcić na zewnątrz. A że wysiedzieć można było maksymalnie 2 godziny, już podczas jazdy okazało się że po tym czasie odcinają prąd i tyłek zaczyna dokuczać.

LBM miał zacząć się w Otwocku – tłok i płaskie trasy spowodowały, że bez żalu w tym terminie zrobiłem chrzciny. Kolejny maraton – Karpacz – też był spod znaku mojej córki – pierwsza choroba i nici z wyjazdu. Do trzech razy sztuka – Nowin już nie mogłem odpuścić. Niestety, choroba tydzień przed i wielkie błoto na trasie odebrały wiele z przyjemności jazdy, ale za to satysfakcja z dojechania na metę wzrosła. Gdańsk – kolejny maraton który chciałem zaliczyć – i największy niedosyt z przejechanych. Byłem słaby, a to była idealna trasa na dwie pętle. Nie dałem rady. Poprawiłem się w Wałbrzychu. Mimo bolących pleców, i kiepskiej formy ukończyłem Mistrzostwa Polski. Największa satysfakcja, dodatkowo poznałem kieleckich maratończyków.

Murowana – drugi z maratonów który odpuściłem bez żalu. Kościelisko – najcięższa trasa, nie lubię takiej, deszcz, błoto i rozwolnienie. Start największych skrajności i pierwszy gdzie nie dałem wszystkiego z siebie. Całe szczęście że wszystkie problemy ustąpiły na BikeChallenge. Tegoroczna perełka, najlepsza impreza rowerowa w moim życiu. Przez trzy dni było wyśmienicie, piątego dnia dopadł mnie kryzys spotęgowany nawrotem starej kontuzji. Był to na szczęście tylko delikatny sygnał, ale rozwiał rozterki co do startu w Bardo. W Krakowie też nie pojechałem – kolejna choroba, tym razem żony. Istebna – tu musiałem wystartować, niestety z zatruciem. Przez to cała impreza straciła blask. Mimo to warto było.

Gdyby nie BCh, nie byłbym zadowolony. Ta jedna impreza gdzie w ostatniej chwili zadecydował się mój start, zamieniła cały sezon na udany. Również zmieniła moje podejście – bardziej będę się chciał skupić na startach wielodniowych, maratony zejdą na drugi plan. Mam nadzieję że nie powtórzę też wszystkich błędów okresu przygotowawczego, których skutki odczuwałem aż do Wałbrzycha.

Brak komentarzy: