Urlop, na który czekałem od roku mógł nie dojść do skutku. W firmie bardzo ważny projekt był opóźniony, a osoba zań odpowiedzialna zastępowała mnie podczas urlopu. Stanęło więc na tym, że będę się łączył i pilne sprawy realizował zdalnie. Lepsze to niż nic :)
Z W-wy na Kaszuby jechałem przez Kielce - wziąłem córkę i Agę, w W-wie psa i na miejscu byliśmy ok 13. Niestety, okazało się że jest tylko jedna osoba sprzątająca i domek odstaliśmy przed 17. Była w nim tylko jedna szafa na 5 osób, ale miłe towarzystwo szybko pozwoliło zapomnieć o tych niedogodnościach. Ale wielki głośnik na tarasie obok zapomnieć nie pozwalał - na szczęście jego właściciele wyprowadzali się dwa dni później.
Córka - było rewelacyjnie :) Polecam każdemu tatusiowi wybrać się z pociechą bez mamy. Ja co prawda miałem znaczną pomoc Zosi, Agi i Kasi, 3-6h dziennie w tym na obiedzie, ale wspólne śniadania, kolacje, spacery i wiele innych atrakcji - nie do ocenienia. Z drugiej strony wieczory do 22 były wyłączone z grania - następnym razem wezmę córkę na tydzień.
Pies - pierwszą noc spędził w domku, potem jednak lepsza lokalizacja było miejsce pod werandą na smyczy - sprawdziła się znakomicie. Psiarskie warunki były znośne - na ośrodku rządziły dwa jamniki atakujące z werwą każdego nowo przybyłego psa. Im nie ma się co dziwić, ale właściciele jak zwykle dużo gorsi - kusiło mnie by dać jamnikom nauczkę, ale jak to mówią "zabijesz szmatę a za człowieka pójdziesz siedzieć" i biedny Gandalf na smyczy przyjmował kolejne ataki jamników - wytrzymał dzielnie, a z tego co słyszałem podczas jednego śniadania jeden z jamników podszedł troszkę za blisko - i ataki straciły na intensywności ;)
Z drugiej strony rezydowało stadko 3 psów, szczekających na mojego na potęgę, więc integracji nie było. Ale problemów również - każdy miał swoją część jeziora i nie wchodziły sobie w paradę. A jezioro - psia rewelacja. Aportowanie patyka z wody - ściana ognia nie byłaby przeszkodą. Spacery po lesie, pływanie za rowerem wodnym - psi raj. Do pełni szczęścia brakowało drobnej inwestycji - małym nakładem można byłoby dokończyć ogrodzenie pod domkiem, dodać furtkę i przekształcić w psi kojec.
Siatka - późne śniadania zabierały mi początkowe sety, ale te 2-3h grania było :) Całe szczęście odbyło się bez poważniejszych kontuzji, nie licząc klika dziurek w stopach :) Rozkręcałem się z dnia na dzień :) - świetna sprawa :)
Kosz - niestety po 3 grach musiałem zrezygnować - tuż przed kolacją, wyczerpująca fizycznie, grożąca kontuzja, ale zadecydowało że nie za bardzo miałem wtedy z kim córki zostawić - ileż można było kombinować. Szkoda :( bo grało się rewelacyjnie, choć warunków czy umiejętności rewelacyjnych nie mam nawet na warunki Kaszubkonu - ujawniło się tam kilku naprawdę dobrych graczy. A zasłony Rysława to już był kosmos :) na tym poziomie :)
Na samym końcu planszówki - tu byłem najbardziej do tyłu. Czas na granie miałem de facto dopiero po 22 - czasami udawało się po obiedzie, ale pies + córka to niezbyt sprzyjająca konfiguracja :) Z drugiej strony dzięki temu nadrobiłem takie gry jak Agricola, czy moje odkrycie Kaszubkonu czyli Roll Through the Ages. Odświeżyłem Brass, Caylus, Wysokie Napięcie, niestety nie udało się poznać Le Havre i Imperial :(
Nie mogło też zabraknąć TtA, choć tylko 5 gier do kilka innych obserwowanych - gra genialna, cały czas nowe sytuacje, jak np. pełna armia pancerna (3 korpusy po 3 dywizje) czyli 6 czołgów i 3 kawalerie w taktyce heavy cavalry powstała by obronić wojnę i zapunktować z eventu tuż po niej. Licząc nietrafiony cel wojny Zbyszka stracił na tym ok 70-80 pkt :) Albo pakt naukowy Valmonta, który wyzerował sobie naukę a nie mająć po najeździe jej przyrostu zablokował Nataniela z nauką na 3 tury :)
Ośrodek - i łyżka dziegciu w beczce miodu - Rumcajs vel Voltomierz czyli nowy kierownik - wielka porażka. Nieprzyjemna persona z anty przykładem podejścia do klienta. Spowodował znaczną rotacje personelu, brak doświadczenia skutkował błedami na recepcji i opóźnieniami w uzupełnianiu posiłków. Wydawanie kluczy do zajętych pokoi, wyciąganie gości z jeziora by tłumaczyli że rezerwację mają tylko na tydzień - gość ewidentnie nie panował nad tym co się działo i zniechęcał klientów. Rok temu Dębrzyno było pewnikiem, teraz jest okazja by rozejrzeć się za innym ośrodkiem - trzeba jednak przyznać że mimo tych niedociągnięć Kaszuby postawiły wysoką poprzeczkę którą niełatwo będzie przeskoczyć.
I znów pierwsze o czym myśle po powrocie z Kaszubkonu to kolejna edycja tej niesamowitej imprezy :)
planszówki, bitewniaki, rekonstrukcje, koszykówka, rowery i wszelkie inne atrakcje tego świata
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wyjazd. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wyjazd. Pokaż wszystkie posty
poniedziałek, 17 sierpnia 2009
poniedziałek, 8 października 2007
Kamieniec Podolski 2007
Kolejna z imprez "obowiązkowych". Jako warszawski oddział KBA pojechaliśmy bronić Kamieńca - KBA zapewniało wszystko za wyjątkiem ... butów - te nabyliśmy własne i była to jedna z lepszych inwestycji tego roku. Maszerowania było znacznie więcej niż 2 lata temu i w nieswoich butach skończyłoby się to tragicznie. Na miejscu okazało się że zamek ma odnowioną wieżę, a bitwa nie będzie na moście ale na polach poniżej. Impreza zaczęła się na zamku koncertem zespołów "z epoki", darmowym piwem i mnóstwem lokalnych specjałów. Potem zabawa rozprzestrzeniła się na cały Kamieniec.
W nocy cały czas lało, plac dookoła obozowiska przekształcił się w błoto i każdy zastanawiał się czy na polu bitwy będzie sięgać po kolana czy też po pas. Na szczęście przestało padać jeszcze przed południem, a pola buraków i marchwi zaskoczyło wszystkich i nie chciało zamienić się w błoto.
Zaczęliśmy kilkukilometrowym marszem przez Kamieniec, potem prezentacja oddziałów i zeszliśmy na pole bitwy. Artyleria miała przygotowane szańce a my dodatkową amunicję - buraki cukrowe, marchew i dynie, które całkiem gęsto latały w obie strony.
Dziwnym trafem stanęliśmy po stronie atakującego kozactwa - taki widać los najemnika. Bitwa była wspaniała - szarże husarii, dym unoszący się nad polem i tworzący zgrabne kółka po strzałach - coś wspaniałego. Jako że pole strzału często zasłaniała nasza piechota, było sporo czasu by z piką wspomóc ją w polu - oddaliśmy tylko 4 salwy w sumie 6 strzałów z naszych 5-lufowych organek. To i tak lepiej niż 9-lufowe, które miały problem z ładunkami i ... nie wystrzeliły ani razu. Tyle targania na nic.
Po bitwie i załadunku dział impreza na rynku Polskim i potem w obozowisku. 2KC pokazało swoją moc – nie straszne nam były dowolne kombinacje trunków :). Rano widać było wyraźnie kto nie słyszał o tym specyfiku. Na pokaz na zamku dotarło tylko 2/3 naszego oddziału – inscenizacja była efektowna, niestety bez dział z naszej strony.
Później odwiedziliśmy kolejna z niezłych i tanich ukraińskich knajp, poczekaliśmy półtorej godziny na maruderów i trzeba było wracać.
Zdjęcia i filmy z imprezy
http://olegbr.io.com.ua/album64057 http://www.photo.reenacting.eu/v/1600_1789/th07/
http://youtube.com/watch?v=0IDvGd51NlY
W nocy cały czas lało, plac dookoła obozowiska przekształcił się w błoto i każdy zastanawiał się czy na polu bitwy będzie sięgać po kolana czy też po pas. Na szczęście przestało padać jeszcze przed południem, a pola buraków i marchwi zaskoczyło wszystkich i nie chciało zamienić się w błoto.
Zaczęliśmy kilkukilometrowym marszem przez Kamieniec, potem prezentacja oddziałów i zeszliśmy na pole bitwy. Artyleria miała przygotowane szańce a my dodatkową amunicję - buraki cukrowe, marchew i dynie, które całkiem gęsto latały w obie strony.
Dziwnym trafem stanęliśmy po stronie atakującego kozactwa - taki widać los najemnika. Bitwa była wspaniała - szarże husarii, dym unoszący się nad polem i tworzący zgrabne kółka po strzałach - coś wspaniałego. Jako że pole strzału często zasłaniała nasza piechota, było sporo czasu by z piką wspomóc ją w polu - oddaliśmy tylko 4 salwy w sumie 6 strzałów z naszych 5-lufowych organek. To i tak lepiej niż 9-lufowe, które miały problem z ładunkami i ... nie wystrzeliły ani razu. Tyle targania na nic.
Po bitwie i załadunku dział impreza na rynku Polskim i potem w obozowisku. 2KC pokazało swoją moc – nie straszne nam były dowolne kombinacje trunków :). Rano widać było wyraźnie kto nie słyszał o tym specyfiku. Na pokaz na zamku dotarło tylko 2/3 naszego oddziału – inscenizacja była efektowna, niestety bez dział z naszej strony.
Później odwiedziliśmy kolejna z niezłych i tanich ukraińskich knajp, poczekaliśmy półtorej godziny na maruderów i trzeba było wracać.
Zdjęcia i filmy z imprezy
http://olegbr.io.com.ua/album64057 http://www.photo.reenacting.eu/v/1600_1789/th07/
http://youtube.com/watch?v=0IDvGd51NlY
Subskrybuj:
Posty (Atom)