sobota, 12 stycznia 2008

Oko 11 stycznia

Kolejne OKO zacząłem od przyglądania się Hannibalowi RvC – plansza piękna ale niepraktyczna – czerwone lub niebieskie ramki pół albo się zlewają z tłem (Rzym) albo biją po oczach. Karty piękne, sposób walki ciekawy, ale kilka dziwnych rozwiązań – trzeba w to zagrać :)
Potem Lim-Dul w końcu się zwolnił i zagraliśmy w Colossal Arena. Gra przypadła mi do gustu – obstawiłem w ciemno potwora pozwalającego przesuwać pionki co pozwoliło mi nie ryzykować zbytnio położeniem 3 kolejnych pionów za 4 pkt. Co prawda 2 z nich poległy (tak, nie tylko Lim-Dul był atakowany :) ale jednego zdążyłem jeszcze przesunąć i w sumie miałem 15 pkt. na 4 pionkach. Super gra, wymaga wyczucia innych graczy, duża „ręka” pozwala na trzymanie się opracowanego planu – tylko jakby zbyt szybko się skończyła :(
Kontynuowaliśmy w tym samym gronie Iliadę – z 12 kart na ręku zagrywasz armię mając na względzie że dopiera się potem tylko 3 karty, a pierwszy pasujący ma najlepszego dowódcę. Udało mi się wygrać cudem pierwszą fazę (dwie największe armie tak się nawzajem wykrwawiły że miałem 1 pkt więcej :)) co pozwoliło mi zyskać przychylność Posejdona do końca gry (wartą 2 pkt z 12 koniecznych do wygranej). Drugą turę od razu spasowałem – nie było dużej floty do zdobycia i mój Posejdon nie był zagrożony – niestety w niej wyścig zbrojeń był bardzo ubogi i choć gracze wystawili torcie wojska to bez większych potyczek zaakceptowali status quo. Ciekawą fazą była specjalna wyrocznia (zwykle dająca ujemny punkt lub dwa) która tym razem powodowała że wygrywał tylko jeden gracz który przed swą aktywacją maj najwięcej wojska. A łupem była Helena – najcenniejsza ( 5pkt.) karta. Tylko Lim-Dul nie wygrywał po jej wygraniu – więc po początkowej walce (miałem 2 łuczników i balistę – idealne do utrzymania równowagi na stole siły) Lim-Dul dostał na osłodę Helenę.
Ostatnia runda mi sprzyjała – gracze mieli mało wojska na ręku – ja zaś 2 katapulty i hoplitów za 4 i 2. Katapulty pozwoliły mi zużyć 4 rundy (wystawienie i strzał) na to by trzymać wojsko na ręku i pozwalać innym wzajemnie się wyżynać. I na koniec pojawiła się moja falanga pewnie krocząc do zwycięstwa :) Niestety wadą gry jest spora losowość – 3 karty to mało, trzeba rozsądnie gospodarować ręką.
Pod koniec Iliady pojawiła się moja znajoma, co spowodowało radykalną zmianę podejścia do Shadows over Camelot – to był mój wieczór – nie tylko wygrywałem, ale też decydowałem w co ;) Gra poszła sprawnie, jak to ma w zwyczaju bez zdrajcy i oskarżeń – czarne karty głównie szkodziły meczowi i Graalowi, ale tam mieliśmy akurat mocne ekipy.
8 minut wystarczyło też na partyjkę Blefuja – zagranie Lim-Dula przejdzie do legendy tej gry chyba :)

sobota, 5 stycznia 2008

Oko 4 stycznia

Półtora miesiąca przerwy, różne zawirowania ale w końcu znów coś piszę – tradycyjnie relacja z OKO. Najpierw Ca$h 'n Gun$ z dodatkiem Yakuzas – chaotyczne i sympatyczne, ale ponoć wersja podstawowa jest lepsza. Skoro tak, muszę w końcu zagrać.

Potem Beowulf – ładnie wydany, w porównaniu z Kingdoms więcej się dzieje na planszy, jest ciekawiej i w sumie jednak lepiej. Trzy różne plansze, 3 zestawy żetonów – pozycja warta grzechu. Niestety nie mogłem się na niej skupić, bo obok rozkładano Hannibal Barkas. Jak usłyszałem że ktoś chce wcisnąć niewielki rzymski garnizon na Sycylii jako główną armię Syrakuz, musiałem zareagować. Niestety inne sprawy wykazywały podobny poziom znajomości słowa pisanego i musiałem chłopakom wyjaśnić podstawy – potem akcja ruszyła z kopyta – Rzym podporządkował sobie całą Galię przedalpejską korzystając z faktu że Hannibal poczekał turę czekając na hiszpańską piechotę. No ale przejście przez Alpy nie było dlań szczęśliwe, dodatkowo choroby zdziesiątkowały jego armię. Widząc co się dzieje armia południowa Rzymu zawróciła spod Nowej Kartaginy i połączyła się z resztą oddziałów. Widząc co się święci Hannibal chciał uciec z walki przed bitwą, no ale Bogowie uśmiechali się w stronę Rzymu i zza Alp nie wrócił żaden z kartagińskich żołnierzy.

Obserwując śródziemnomorskie zmagania czekałem na skończenie tłumaczenia Roku Smoka. Gra potwierdziła moją wysoką 10 w ocenie – znów wygrałem :) Co prawda 60% graczy debiutowało, no ale miałem tylko jedną grę przewagi. Postawiłem na tę samą strategie – bycie w czubie akcji, szybkie kupienie reliktu za 2 punkty i zamek z 2 mnichami za 9 pkt i dużo postaci. Wystarczyło choć początek miałem ze sporym błędem – mogłem mieć cztery a nie trzy pagody i kilka punktów więcej. Leo który postawił na początek kupiec + budowniczy popełnił wielki błąd nie biorąc od razu drugiego kupca i całą grę spędził w ogonie.
Na koniec tradycyjne pogaduszki przed OKO w kręgu znajomych – 22 to stanowczo zbyt wcześnie na powrót do domu – tym razem jednak wygrał dziadek Mróz :)